Co zjeść poza domem, gdy głód przyciśnie?

Jak sama nazwa wskazuje...

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
kabran
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1838
Rejestracja: sob 22 paź, 2005 09:52
Lokalizacja: Lublin

Co zjeść poza domem, gdy głód przyciśnie?

Post autor: kabran »

No właśnie - co ma jeść bezglutek poza domem ? Nie mam na myśli sytuacji knajpianych, ale ogólnie - jestem w mieście (zakupy, zajęcia na uczelni, wizyta u lekarza itp. niepotrzebne skreślić :wink: ). Zawsze nosicie coś "jadalnego" przy sobie?
Wydaje mi się, że pytanie to dręczy czasem każdego. Jak sobie radzicie, gdy głód przyciśnie? :-k
Awatar użytkownika
Ela
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 48
Rejestracja: sob 11 mar, 2006 19:45
Lokalizacja: Żagań

Post autor: Ela »

Ja jak jestem na uczelni cały dzień , kiedy mam zjazdy wtedy rano przygotowuję gotowane warzywa to moje śniadanie a na uczelnię zabieram dwie paczki krążków ryżowych lub kukurydzianych i wodę mineralną wtedy jestem pewna że jedzenie jest bezglutenowe :D a w restauracji to tylko ziemniaki z surówką z marchwii.
"Miłość: rzeczywistość w krainie fantazji"
Charles Maurice
Awatar użytkownika
Kasia-mama
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 132
Rejestracja: sob 17 sty, 2004 17:20
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Kasia-mama »

Moje bezglutki zawsze zaopatrzam w coś do przegryzienia, nie można bowiem liczyć absolutnie na to, że dostanie się coś poza domem. W całym Krakowie na każdym prawie kroku obwarzanki, za którymi tylko oglądają się moje dzieci. A sklepów, w których można kupić bezpieczną żywność dla celiaczków-jak na lekarstwo. No więc w plecaczku zawsze jest np.jabłko, jakiś wafelek lub ciastko, kanapka. I to wszystko. W końcu można przewidzieć, ile czasu mniej więcej będzie się poza domem i zabrać ze sobą coś do przegryzienia. Mój Kubuś jak jechał na wycieczkę szkolną na dwa dni, to jeden plecak miał z jedzeniem. I całe szczęście, bo dzięki temu przeżył, ale wycieczek klasowych mu się odechciało. Taki już los bezglutków, przynajmniej na razie.
Awatar użytkownika
kfiatek
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 824
Rejestracja: czw 22 lip, 2004 11:11
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: kfiatek »

Heh, trochę uświadomiłaś mi tym tematem, do jakiego stopnia moje życie składa się z zaawansowanego planowania posiłków do przodu :wink: Już sama przestałam to zauważać, co nie jest chyba dobre, bo przypuszczam, że większość glutków po przeczytaniu poniższego złapałaby się za głowę...

Planowanie zaczyna się od tego, że zawsze staram się mieć w domu coś, z czego da się zrobić jedzenie do zabrania ze sobą - zapas chleba w zamrażalniku i takie tam. Jeśli wychodzę na miasto, staram się zjeść przed wyjściem, no i jeśli planuję być poza domem tyle czasu, że mogę się zrobić głodna, to zabieram coś ze sobą do przegryzienia na awaryjnie.
Gorzej, jeśli plany się sypną i wyjście na miasto się przedłuża. Wówczas zwykle szukam jakiego większego spożywczego i kupuję sobie banany, albo suszone owoce, orzechy, w ostateczności czekoladę, albo jakieś słodycze o których wiem, że je wolno, chociaż jeśli mam inną opcję, raczej staram się unikać zabijania głodu słodyczami. Czasem w niektórych sklepach bywają tzw. tortilla chips - to też jakiś zapychacz na "małego głoda". W ostateczności jeszcze wafle ryżowe, ale ja tak na sucho to nie przepadam. Gdybym mogła mleko, brałabym jeszcze pod uwagę jakieś serki czy jogurty - można w końcu nosić w torebce plastikową łyżeczkę do tego celu (od razu mówię, że nie znam się kompletnie na produktach mlecznych pod kątem tego, w których jest gluten, a w których nie, więc jeśli napisałam coś głupiego, proszę mnie tak od razu nie zabijać :D ).
Poza tym, dobrze jest znać lokalizację sklepów ze zdrową żywnością - w sytuacji podbramkowej można tam kupić jakieś bułeczki czy ciastka. Oczywiście to jest pomysł głównie na sytuację przedłużających się zakupów, czy załatwiania czegoś na mieście, bo takie sklepy są często w centrach handlowych, ale to zawsze coś.
Z fast foodów to chyba tylko frytki z surówką, ewentualnie jakaś ryba z grilla, choć to też pomysł tylko na centra handlowe, gdzie czasem można takie rzeczy trafić. Inna sprawa to to, że parę razy w życiu nacięłam się na takie bary w centrach handlowych, gdzie zamówiona ryba z grilla była po prostu maksymalnie paskudna w smaku. Oprócz tego nauczyłam się nigdy nie zamawiać pstrąga z grilla w fast foodzie, jeśli jestem naprawdę głodna, bo czekanie pół godziny aż się upiecze może być trudne w otoczeniu ludzi zajadających swoje buły z nadzieniem.
No i jeszcze zostają knajpy, tylko że ja właściwie nigdy nie biorę tego pod uwagę jako sposobu na awaryjne zaspokojenie głodu. Powód - knajpy w Wawie, o których wiem, że mogę tam coś zjeść, mogłabym pewnie policzyć na palcach jednej ręki, poza tym są to miejsca nie na szybkie zjedzenie czegoś, tylko na pełny obiad, no i ceny raczej na sporadyczne wyjścia ze znajomymi wieczorem niż na awaryjny obiad na mieście :(
Awatar użytkownika
kabran
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1838
Rejestracja: sob 22 paź, 2005 09:52
Lokalizacja: Lublin

Post autor: kabran »

No właśnie. W naszej sytuacji planowanie to podstawa. Ja też wychodząc z domu, choćby do pracy zawsze coś ze sobą zabieram. Ale miałam na myśli sytuacje raczej nagłe, kiedy pobyt poza domem się przedłuża. Wtedy robi się mały kłopot. W dużym mieście można szukać sklepów ze zdrową żywnością, ale w mieście w którym mieszkam (skądinąd wojewódzkim) jest taki jeden (!), więc możliwości są raczej ograniczone... Jogurcik dobra rzecz (ale w damskiej torebce niebezpieczny :lol: ). Kfiatku, a jogurty sojowe - tu ja jestem laikiem kompletnym, ale wiem że coś takiego istnieje.
Dla mnie innym wyjściem są jeszcze żelki Haribo, albo Nutridrinki, a ostatnio przyciśnięta widmem śmierci głodowej wtrążalałam popping z Amarantusa, nabyty w sklepie Społem. Trochę się ludzie dziwnie patrzyli, bo zapach to miał nieszczególny :wink: . W moim wypadku owoce (jabłka, banany, inne raczej też) odpadają ze względu na alergie, orzechy tak samo. A jako "żelazną rezerwę" w plecaku noszę paluszki z Glutenexu. Twarde, nie łamią się, prawie chleb krasnoludzki. Tylko problem jak się skończą... :lol:
The quickest way to an enemy's heart is through his ribcage.
Nie, nie jestem lekarzem... I mam Crohna.
Obrazek
Awatar użytkownika
kfiatek
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 824
Rejestracja: czw 22 lip, 2004 11:11
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: kfiatek »

kabran pisze:Ja też wychodząc z domu, choćby do pracy zawsze coś ze sobą zabieram.
Łoj, do pracy to ja zabieram przede wszystkim. Dla mnie najgorsze co może być to nagłe, nieprzewidziane nadgodziny, bo z zakupów zawsze do domu możesz wrócić zjeść nie załatwiwszy wszystkiego, a z pracą to szkoda gadać... Dlatego do pracy zawsze staram się mieć więcej żarcia, niż przewiduję, że zjem. Dobry jest zapas jakichś herbatników albo biszkoptów bezglutenowych, poza tym mój Żelazny Zestaw Podróżnika, który mi już nie raz życie uratował, czyli cienkie wafle typu styropian + masło orzechowe (ewentualnie tahina albo masło z pestek słonecznika). Dobre to jest o tyle, że kalorii ma xxl, natomiast nie rozmacza styropianowych wafelków, więc na upartego da się z tego zrobić nawet coś w rodzaju kanapki na drogę (sprawdzałam nie raz, kiedy zabrakło mi normalnego chleba bezglutenowego ;)) Wiem, że ty orzechów nie możesz, ale są może jakieś kremy czekoladowe z mlekiem, a bez orzechów?
kabran pisze:Jogurcik dobra rzecz (ale w damskiej torebce niebezpieczny :lol: ).

Toteż ja nie mówię, żeby nosić w torebce jogurcik, tylko łyżeczkę plastikową :lol:
Oczywiście działać to będzie tylko wtedy, jeśli po pierwsze wiemy, które jogurciki / serki waniliowe itp. są bezglutenowe, a po drugie, takowe będą w mijanym sklepie spożywczym. Dlatego pisałam, żeby mnie nie zabijać od razu, bo ja naprawdę nie wiem, jaka jest dostępność jadalnych dla bezglutka jogurtów czy serków w normalnych sklepach.
kabran pisze:Kfiatku, a jogurty sojowe - tu ja jestem laikiem kompletnym, ale wiem że coś takiego istnieje.

U nas na rynku chyba tylko desery sojowe AlproSoi widziałam, chociaż na ich stronie internetowej (bejgijskiej) są i jogurty, może to i do nas w końcu dotrze. Co do bezglutenowości tego, to na razie korespondujemy sobie miło z panią z AlproSoi, niestety dogadujemy się trochę jak ślepy z głuchym, nie wiem czy przez moje braki we francuskim, czy przez niezorientowanie pani :wink: Ale zdarzało mi się już nosić w plecaku ichnie mleko sojowe w małych paczkach - czasem też ratuje od śmierci głodowej...
kabran pisze:a ostatnio przyciśnięta widmem śmierci głodowej wtrążalałam popping z Amarantusa, nabyty w sklepie Społem.
O, to jest też ciekawy temat - "co dziwnego jadłam na mieście kiedy mnie głód przycisnął" :D Ja ostatnio rąbałam figi suszone, siedząc i czekając na swoją kolejkę w ZUS-ie (to jest instytucja, w której można spędzić ilość czasu do plus nieskończoności). Nie mówiąc o moich wesołych pseudokanapkach ze styropianu i masła orzechowego, które też wywołują dziwne spojrzenia ludzi. Kiedyś w pociągu wsuwałam placki kukurydziane na zimno, to dopiero był obciach :D ale byłam w podróży i naprawdę nie miałam niczego innego, co mogłabym wziąć na drogę. Na szczęście mnie już nie wzrusza, czy ludzie się na mnie patrzą, jak jem coś dziwnego, to jest ich słodki problem, nie mój. Kiedyś się tym bardzo przejmowałam ale na szczęście życie mnie oduczyło :D
kabran pisze:A jako "żelazną rezerwę" w plecaku noszę paluszki z Glutenexu. Twarde, nie łamią się, prawie chleb krasnoludzki. Tylko problem jak się skończą... :lol:
Jest to jakiś pomysł. A jeśli już dysponujesz taką przestrzenią jak plecak (a nie np. torebką w wersji super mini ;)), to każdy, nawet kruchy, produkt bezglutenowy da się spokojnie nosić w odpowiedniej wielkości pudełku plastikowym do żywności. Nic się nie pokruszy :) Ja tak zawsze noszę kanapki, bo jak ci się coś w plecaku rozciapcia, to tak trochę niefajnie jest ;)
Awatar użytkownika
kabran
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1838
Rejestracja: sob 22 paź, 2005 09:52
Lokalizacja: Lublin

Post autor: kabran »

Ja w szafce (biureczku) w pracy to mam taki zestaw małego biurokraty, że na upartego mogłabym już tym handlować... :D Ze dwie paczki ciastek, paluszki, jakieś krówki czy inny słodycz. Przez pewien czas męczyłam się okrutnie, bo u mnie w pracy jest zwyczaj "a może ciasteczko do kawusi"? No i wszyscy jedli, ja patrzyłam. Teraz czasem ja jem a oni patrzą, he, he, bo bezglutenowego to jakoś się obawiają...
kfiatek pisze:O, to jest też ciekawy temat - "co dziwnego jadłam na mieście kiedy mnie głód przycisnął"
W zasadzie coś takiego miałam na myśli, zakładając ten topic (tylko nie umiałam tego tak ładnie ująć) - jaką inwencją może wykazać się bezglutek w ponurych realiach naszej rzeczywistości, żeby przeżyć w warunkach ekstremalnych, tzn. poza domem, ale bez kanapki w kieszeni. :D
Awatar użytkownika
Magdalaena
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1366
Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Magdalaena »

Tak sobie czytam to co piszecie i strasznie smętna wydaje mi się ta wizja życia celiaka.
Po pierwsze chciałabym wyłączyć z tego posiłek w pracy czy na uczelni. W pracy mam czajnik, kawę i zastawę stołową, biurko, na którym mogę zjeść śniadanie w sposób cywilizowany.
Ale nie podoba mi się wizja noszenia ze sobą takiej zdechłej kanapki na zakupy, na miasto czy gdziekolwiek. Bo gdzie ją wtedy zjeść ?
Usiąść na ławce w parku ? Zimą zimno i mało zabawnie
Iść do knajpki i zamówić do niej herbatę ? Będę się czuła jak skąpa ciotka z prowincji.
Pożerać w biegu ? głupio, zwłaszcza że bezglutenowe pieczywo się kruszy.
Ja jednak staram się w takich sytuacjach jeść na mieście w knajpach. I do tej pory całkiem nieźle się to udaje. Przede wszystkim jem sałatki, ewentualnie prowadząc małe śledztwo co do sosów - i pod tym względem całkiem całkiem są KFC i McDonald (wystarczy tylko poprosić odpowiedni sos i zrezygnować z cebulki). Zeszłego lata Pizza Hut miała rozkoszny "bar sałatkowy" , gdzie można było do woli dobierać kompletujac skąłdniki. W ogóle jadam mięsko z grilla i wszelkie gyrosy "na talerzu". Moim ulubieńcem jest Sfinx, gdzie zamawiam małą shoarmę z sałatką, ale bez chleba pita.
Dzisiaj w pewnej stołówce jadła menu dietetyczne tj. gotowane udko z kurczaka.
Wiem, że kogoś może być nie stać na jedzenie na mieście (jestem gotowa zapłacić za taki lanczyk 10 - 15 zł), ale zajmuję się tu tylko ograniczeniem wynikającym z bezglutenowości.

Owszem mam w samochodzie zachomikowane migdały i chleb ryżowy, ale to naprawdę na czarną godzinę. A gdybym musiała coś nagle kupić - to najlepsze byłyby chyba orzeszki ziemne - są praktycznie w każdym kiosku, bezglutenowe, tanie, można jeść od razu ... Owszem kaloryczne strasznie, ale mówimy o sytuacji podbramkowej.
Magdalaena
celiakia zdiagnozowana w sierpniu 2003 r.
Obrazek
Awatar użytkownika
Lucik
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 37
Rejestracja: wt 07 cze, 2005 09:57
Lokalizacja: Slowacja, Preąov

Post autor: Lucik »

Chyba to nie jest idealna zywnosc, ale mnie zawsze pomagaja jakies chipsy, w restauracjach ryz a surowka, oczywiscie czekolady... Chleby ryzowe nie zabardzo mi smakuja, ale jak jestem bardzo glodna, to pomagaja O:) .
Awatar użytkownika
Ola*
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 441
Rejestracja: śr 15 lut, 2006 10:41
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Ola* »

Nawet jak nie byłam na diecie - rzadko zdarzało mi się coś przegrzać "na mieście" - bez przesady - przecież wytrzymam bez jedzenia te kilka godzin na zakupach czy w drodze z pracy do domu.

Do pracy - zawsze robiłam sobie kanapki - nie ukrywam, że głównie z powodów finansowych - za byle lunch na mieście trzeba zapłacić około 15 zł - codzienne jedzenie poza domem byłoby raczej dla mnie wyczerpujące finansowo - preferowałam (i nadala preferuje) model - kanapki w pracy, coś na ciepło w domu, po powrocie.

Zmieniło się o tyle, że teraz nie robię kanapek w domu przed wyjściem do pracy tylko zabieram ze sobą chlebek i jakiś serek. Sprawę ułatwia lodówka w jednym z moich miejsc pracy (a są te miejsca dwa), w której serek mogę przechowywać (więc nie muszę za każdm razem zabeirać go do domu) - do drugej pracy niestety serek muszę za każdym raze przywieźć i zabrać. Paczkę chleba po prostu przywożę i zostawiam. Do tego oczywiście jogurty i owoce - zawsze można dokupić jak zgłodnieję.

W przypadku wyjazdów - wycieczek całodziennych - nastawiam się na jedzenie w knajpie. Zazwyczaj w karcie jest kilka dań z grila - wychodzi drogo, ale jest przynajmniej w miarę pewne (po ostatnich doświadczeniach - jak nie zobaczę "czystego" kawałka mięsa, to dziękuję, ryzykować nie będę)
Zawsze można sie też frytkami ratować - choć przyznam, że po ostatnim wyjeździe trochę mi się przejadły :wink:
Tusiolek
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 4
Rejestracja: wt 25 paź, 2005 00:26
Lokalizacja: Sopot

Post autor: Tusiolek »

kabran pisze:Dla mnie innym wyjściem są jeszcze żelki Haribo.
To jest właśnie awaryjny zapychacz dla mojego syna. Jak już nie mam, co po drodze kupić to kupuję Haribo.
Problem to wyjazdy. Na szczęście Bartuch ma 1,5 roku więc zabieram ze sobą słoiczki.
W restauracji, jak poprosiłam o czyste ziemniaki bez dodatków to dostałam z masłem i śmietaną :evil: - Bartuch też bezjajeczny i bezmleczny.
Tusiolek z Bartuchem
Awatar użytkownika
Patka
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 527
Rejestracja: ndz 28 lis, 2004 17:31
Lokalizacja: Toruń

Post autor: Patka »

Mój pracodawca wiedząc czego nie moge jeść prawie zawsze ma suszone daktyle, morele dla mnie i faktycznie często żelki :lol: na tzw "mieście" w razie głodu jem chrupki - flipsa naturalne i owoce - banana, jabłko ... W kanjpce sałatkę, ryż nie jest źle przynajmniej ja jakos tego nie odczuwam :D
na wyjazdy zawsze chlebek ryżowy :!:
Awatar użytkownika
Asia S.
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: ndz 20 mar, 2005 21:57
Lokalizacja: Radom

Post autor: Asia S. »

Ostatnio spotkałam w sklepie płatki ryżowe firmy Sonko polewane czekoladą, pycha (bo za samymi płatkami nie przepadam) i nadają się, żeby je zabrać ze soba do pracy lub gdzieś jak się wychodzi na dłużej. Postanowiłam nawet sama zrobić, bo taniej wychodzi paczka niesolonych płatków (takich okragłych) i tabliczka czekolady. A poza tym często jak mnie dopadnie głodek poza domem, kupuję owoce np. banany albo coś na słodko: czekoladkę na ten przykład.
Awatar użytkownika
kfiatek
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 824
Rejestracja: czw 22 lip, 2004 11:11
Lokalizacja: Gdańsk

Post autor: kfiatek »

No też miałam o tych wafelkach ryżowych w czekoladzie napisać, ubiegłaś mnie :D To taki zwykły styropianowy okrągły chlebek ryżowy polany czekoladą. Najpiękniejszy w tym jest fakt, że są 2 wersje: w mlecznej czekoladzie i w bezmlecznej, więc nawet dla mnie jest jadalna wersja :D Pyszne, natknęłam się na to w Auchanie, ale miejmy nadzieję zacznie pojawiać się też w mniejszych sklepach.
Ostatnio zmieniony śr 12 kwie, 2006 09:54 przez kfiatek, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Sheep
-#Moderator
-#Moderator
Posty: 1431
Rejestracja: czw 15 gru, 2005 20:36
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Sheep »

ja kupowałam te wafle w Ciechocinku :D
Obrazek
ODPOWIEDZ