Pobyt w szpitalu, a dieta bezglutenowa.

Jak sama nazwa wskazuje...

Moderator: Moderatorzy

barbieri
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 215
Rejestracja: wt 22 lis, 2011 22:08
Lokalizacja: Lublin

Post autor: barbieri »

nie będę pisać skargi na szpital, gdzie szefowa oddziału przyjęła mnie bez kolejki. diagnostykę miałam jak z doktora house'a, także za to wszystko mogę przeżyć tą nieudaną dietetyczkę. co nie zmienia faktu, że niewiedza służby zdrowia na temat celiakii jest przerażająca.
http://akstheauthor.blogspot.com/ Nowy post o miejscach w autobusie, czyli co komu się należy. Zapraszam do dyskusji.
Awatar użytkownika
alva_alva
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Posty: 2067
Rejestracja: czw 12 sty, 2012 14:37

Post autor: alva_alva »

Idziemy do szpitala na oddział gastro albo endo/ diabeto, gdzie mają ciągle ludzi na dietach ( cukrzyca, nadnercza, choroby jelit, żołądka itd) i oni nie mają wiedzy, nie mają dobrych dietetyków,panie w kuchni nie wiedzą jak gotować, żeby nas brzuchy nie bolały, a co dopiero mówić o zwykłych lekarzach w przychodniach rodzinnych? Przecież ci to w ogóle nie mają pojęcia o chorobie, o jakiś lekach bezglutenowych itd.
barbieri
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 215
Rejestracja: wt 22 lis, 2011 22:08
Lokalizacja: Lublin

Post autor: barbieri »

teraz mam to szczęście, że lekarze rodzinni w mojej przychodni mają szeroką wiedzę o celiakii. niestety mieszkając przez całe dzieciństwo w małym miasteczku, wiem jak to jest, gdy pacjentowi wydaje się, że wie więcej od lekarza.
http://akstheauthor.blogspot.com/ Nowy post o miejscach w autobusie, czyli co komu się należy. Zapraszam do dyskusji.
kamka
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 71
Rejestracja: pt 23 wrz, 2011 17:05
Lokalizacja: mazowieckie

Post autor: kamka »

Ja w lipcu leżałam w Warszawie, w dużym szpitalu na oddziale alergologicznym i była masakra. Lekarz przy przyjęciu zapisał dieta bezglutenowa i co z tego. Na oddziale byłam o 8 rano a jedzenie dostałam kolację, niby bezglutenową (ser biały i zwykły chleb).
Ja dodatkowo przez pobyt w szpitalu musiałam trzymać też dietę salicylową, którą stosowałam tydzień przed przyjściem do szpitala. Kuchnia miałam problem z jedzeniem dla mnie, nie wiedzieli co mogą mi dać (a przecież w domu sama musiałam wiedzieć co mam jeść). Drugiego dnia na śniadanie dostałam polędwicę sopocką, pani zdziwiona, że nie chcę i chleb bezglutenowy, masło krojone nożem po chlebie, podziękowałam. Raz też dostałam dwa jajka. Miałam swoje jedzenie - zapas chleba bg, masła i sera białego). No obiad dostawałam ziemniaki (na które jestem uczulona) i 4 kawałeczki jak w gulaszu,suchej wołowiny. Kolacja powtórka ser biały i chleb i tak przez tydzień. Chyba trzeciego dnia na obiad, po interwencji pielęgniarki, zamiast kartofli dostałam siny ryż. Prosiłam o kontakt z tą cudowną panią dietetyczką z kuchni, ale nie było mowy. Także szkoda gadać, gdyby nie kilkakrotna interwencja pielęgniarki, to ciągle dostawałabym kartofle. Raz zjadłam ich chleb, widać, że bezglutenowy, zapakowany w osobnym woreczku, to miałam biegunkę i bolał mnie brzuch. Ale wytrzymałam, jednym słowem nie wiem po co zatrudnia się tam dietetyka, który nie ma zielonego pojęcia o dietach.
Celiakia, Hashimoto, ziemniaki, krewetki
Awatar użytkownika
gosia888
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 171
Rejestracja: sob 11 mar, 2006 14:18
Lokalizacja: Siedlce

Post autor: gosia888 »

2 tygodnie temu leżałam przez 5 dni w Szpitalu Wojewódzkim w Siedlcach na oddziale noworodkowym bo urodziłam synka :) Myślałam że będzie tragedia z tą dietą a bardzo chciałam pochwalić ten szpital.
Na śniadanie i kolację dostawałam takie porcje bezglutenowego chleba że brałam do domu i mroziłam :D a to pani z kuchni mi tłumaczyła że muszą trzymać się norm ile gram chleba dawać a nasz jest sporo lżejszy i wychodziło pół bochenka chleba :) Na drugie śniadanie i podwieczorek dostawałam jakiś owoc lub jogurt. A na obiad mięso gotowane. Surówki tzn buraki, marchewkę bez zasmażki dostawałam itd.
Obrazek
Awatar użytkownika
alva_alva
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Bardzo Stary Wyjadacz :)
Posty: 2067
Rejestracja: czw 12 sty, 2012 14:37

Post autor: alva_alva »

barbieri pisze:teraz mam to szczęście, że lekarze rodzinni w mojej przychodni mają szeroką wiedzę o celiakii. niestety mieszkając przez całe dzieciństwo w małym miasteczku, wiem jak to jest, gdy pacjentowi wydaje się, że wie więcej od lekarza.
Niektórym pacjentom nie wydaje się, że wiedzą więcej od lekarzy, tylko wiedzą rzeczywiście więcej od lekarzy. W moim mieście, a jest to spore miasto, słyszałam, że nie ma takiego badania jak wit. D, że celiakia to tylko u dzieci, że troszkę glutenu w jakimś leku to nie może zaszkodzić i wiele innych tego typu farmazonów.Zamierzam nieco zrobić z tym porządku i w moim mieście pochodzić po lekarzach ze spisem leków bezglutenowych chociaż.
Lekarze w moim mieście nie wiedzą także co to jest peptyd C i co oznacza jak jest go za dużo, a co jak za mało.Trafiłam na takiego, który nie odróżniał Hashimoto od Basedowa. Tłumaczyłam, że mam niedoczynność, a nadczynność ma się tylko w rzucie choroby, to mi wpisał w kartę, że choruję na nadczynność tarczycy.On nie wie co to jest rzut choroby i na czym on polega. Naprawdę, ale nie ma często z kim rozmawiać w przeciętnej przychodni, zwłaszcza jak pacjent czyta sam i jest świadomy swoich chorób.
kamka
Aktywny Nowicjusz
Aktywny Nowicjusz
Posty: 71
Rejestracja: pt 23 wrz, 2011 17:05
Lokalizacja: mazowieckie

Post autor: kamka »

Zapomniałam napisać, że miałam jeszcze prowokację salicylanami. Polega ona na podawaniu kolejnych dawek leków i placebo naprzemian w takich glutenowych kapsułkach. Pacjent oczywiście nie wie, czy ma lek, czy placebo. No i wyszło, zanim wzięłam zastanowiłam się, że to wygląda jak opłatek, bo to była kapsułka taka okrągła opłatkowa. Po jakimś czasie znalazłam swojego lekarza prowadzącego i mu to mówię, a on zdziwiony i oczy wytrzeszcz na mnie. Twierdził, że on nie wie z czego to jest, więc abym wysypała zawartość kapsułki na łyżeczkę i poiła wodą. Ale tak wogóle to stwierdził, że "przecież to taka ilość, że nawet jak gluten to nic pani nie będzie". Wyobrażacie sobie. Zanim go znalazłam byłam u wszystkich lekarzy na oddziale, i nikt nie umiał odpowiedzieć na moje pytanie. Masakra, to w WaRSZAWIE, lekarz specjalista w różnych dziedzinach, dr n. med?
Celiakia, Hashimoto, ziemniaki, krewetki
Justyna1982
Bardzo Aktywny Forumowicz
Bardzo Aktywny Forumowicz
Posty: 520
Rejestracja: śr 20 paź, 2010 16:47
Lokalizacja: Rydułtowy

Post autor: Justyna1982 »

Co do tych opłatków to mój synek tez dostawał lek w takim opakowaniu ale pytałam wówczas w aptece i było to z skrobi ziemniaczanej :)
Dwa bezglutki - mama i syn :) Kocham Cię Tymeczku. Dziękuję za każdy dzień bycia razem.
Awatar użytkownika
Manga
Aktywny Forumowicz
Aktywny Forumowicz
Posty: 264
Rejestracja: pt 11 lip, 2008 15:00
Lokalizacja: :)

Post autor: Manga »

ja byłam z synem w PSK nr 1 w Szczecinie na oddziale chirurgii- w karcie zapisano dieta bg
ale oczywiście zabrałam jedzonko ze sobą (jak zawsze) aby mój dzieć głodny nie był ale ........... jakież było moje zdziwienie gdy na kolacje dostał chleb bg z twarożkiem,na obiad jajko sadzone ,fasolke z wody ziemniaczki itp :D i dietka była trzymana
tak więc zaoszczędziłam troche :053:
oriana
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 17
Rejestracja: pt 19 cze, 2009 23:07
Lokalizacja: rzeszów

Post autor: oriana »

ja to na wafle ryżowe nie mogłam już patrzeć , jak się ich najadłam przez 1.5 miesiąca
i gdyby nie mama, która mi przynosiła jedzenie bg to też byłoby kiepsko
chypre
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 155
Rejestracja: śr 11 cze, 2008 09:44
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: chypre »

Od czasu zdiagnozowania byłam 3 razy w szpitalu. Za pierwszym razem - do jedzenia nadawała się tylko ta maleńka kostka margaryny. Dietetyka w szpitalu nie było, po dostawcach z firmy cateringowej śladu nie było kiedy jedzenie lądowało przede mną . Nie było się jak dogadać, lekarze wzruszali ramionami. Jadłam tylko to co mi przyniesiono z zewnątrz, na szczęście nie trzeba było wiele bo głównie byłam pod kroplówkami.
Za drugim razem spędziłam w szpitalu 3 tygodnie. TRZY TYGODNIE. Myślałam, że zwariuję - byłam zdrowa, czekałam na ocenę wyników badań. Spędzałam miłe chwile w gabinecie bardzo miłej pani dietetyk, która ratowała mnie tym co przyniosła z domu bo co z tego, że wiedziała o co chodzi. Na prawdę wiedziała. Ale potem następował problem 1. firma cateringowa - nie wiadomo jak tam wszystko było przestrzegane. 2. personel pomocniczy. Tu trafiłam na wyjątkowe tłuki. Przepraszam ale tak to trzeba nazwać. Jeśli zamiast kaszy gryczanej (i tak niepewnej bo założę się, że nikt jej nie przebierał i nie płukał specjalnie dla mnie) dostawałam pojemnik z kaszą jęczmienną i komentarz, że przecież to to samo a jeśli robię problem to JEST PANI CHORA NA GŁOWE! Skończyło się interwencją wzburzonej lekarki prowadzącej i zemstą - okradzeniem mnie z saszetki z kosmetykami. Dzięki pani dietetyk i temu, że na terenie szpitala był sklepik a nawet wyciskarnia świeżych soków (kubek w cenie sztabki platyny) jakoś przetrwałam. Szpital był daleko od domu, syn dojeżdżał z wałówką w weekend, akurat wymieniał się z panią dietetyk. Tu dietetyk i lekarka prowadząca wiedziały o co chodzi ale gorzej było z ordynatorem oddziału. Kiedy zobaczył prawidłowe wyniki mojej gastroskopii (byłam już wystarczająco długo na diecie) oznajmił - "o, ma pani kosmki, nie ma pani już celiakii!". Zrobiły mi się kacze łapy...
Tydzień temu byłam cztery dni w Szpitalu Wolskim. Wiem, że piętro wyżej była też kobieta z celiakią, informowały mnie panie roznoszące posiłki, że nie jestem jedyna i wiedzą o co chodzi. Ta, jasne. Domowej wałówki starczyło mi na kolację i śniadanie ale skusiłam się jeszcze na szpitalny bezglutenowy chlebek, wyglądał i smakował prawidłowo. Obiadowa marchwianka też wyglądała ok. O tym, że zmylono moją rewolucyjną czujność przekonałam się chwilę po południu. Ból brzucha i biegunka. O co chodzi zrozumiałam przy kolacji - nie dostałam tej kostki szumnie zwanej masłem (to zawsze margaryna jest kochani) i wyszłam za roznoszącymi. Pani radośnie zesmarowała mi kostkę z porcji chleba glutenowego. Ona na prawdę chciała dobrze i była bardzo zaskoczona, że tak nie wolno. Pewnie mój chleb też był swobodnie przerzucany. Długo wszystkie dyskutowały zebrane we wianuszku jak to możliwe, że tak nie można. Sklepik był poza szpitalem po drugiej stronie ulicy przeszłam zatem na syntezę chlorofilu czekając na domowe zrzuty. Ustaliłam z lekarką prowadzącą, że nic już nie jem w szpitalu i wypisze mnie natychmiast kiedy to możliwe. Panie od posiłków jednak życzliwie mnie zachęcały i wtedy zobaczyłam o co chodzi. Łychą wyjętą z zacierkowej nakładają mi moją zupę... Ciekawa jestem jak tę dietę zniosła kobitka z góry. Nie miałam jakoś psyche, żeby ją odszukać i wypytywać.
W tym szpitalu też po raz pierwszy doświadczyłam braku dostępu do wrzącej wody. Zawsze był jakiś elektryczny gar, każdy sobie wlewał ile potrzebował, czekał aż się zagotuje i zabierał swoje. Tu postawiono maszynę z kawą i herbatą za pieniądze i miało to załatwić sprawę. Ja niestety ani kawy ani czarnej herbaty nie piję a zresztą to z maszyny w ogóle tych płynów nie przypomina. Wrzątek można było dostać w godzinach 8-18 a potem nie było pani "butelkowej" - jak słowo daję, taka funkcja :) Nie byłam na to przygotowana, nie miałam termosu. Kiedy boli mnie brzuch nie mogę pić zimnej wody, wtedy dopiero jest koszmar więc leki w nocy popijałam gorącą kranówką. Dyżurujące pielęgniarki pewnie miały jakiś swój czajnik ale wiecie co? Były pierwsze przymrozki i zaczęło się przyjmowanie kloszardów. Co się dzieje w nocy na oddziale gdzie jest 5 pacjentów z delirium to trudno sobie wyobrazić... Dałam sobie spokój z zawracaniem pielęgniarkom głowy, że nie mam czym popić no-spy.
Będę tam znowu za 3 miesiące ale będę już lepiej przygotowana więc 4 dni da się przetrwać. No i będę znowu chodząca. Z przerażeniem myślę o pobycie w szpitalu w wersji półprzytomna, przykuta do łóżka.
W przyszłym tygodniu będę na operacji w Krakowie. Do Krakowa syn dotrze dopiero żeby mnie odebrać. Na szczęście przed operacją się nie je a po operacji może starczy to w co się zaopatrzę do termosu w jakimś miejscu z listy w Menu bez glutenu.
Ale we wszystkim trzeba znaleźć plusy - smukła jestem dzięki szpitalom :)
Ola_la
Wyjadacz :)
Wyjadacz :)
Posty: 1229
Rejestracja: pn 06 gru, 2010 15:39
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Ola_la »

matkobosko... to brzmi jak horror, choć jednocześnie wcale nie jestem specjalnie zdziwiona ani zaskoczona.
tym bardziej przerażające jest to, że takie rzeczy dzieją się W SZPITALU - gdzie mają człowiekowi ratować zdrowie, a nie go wykańczać. i nie chodzi o jakieś niewiarygodnie skomplikowane, przez co czasem ryzykowne (typu chemia na raka) terapie, tylko DIETĘ.

ciekawe, co na to np. rzecznik praw pacjenta - chyba jest ktoś taki? czy ktoś po swoich szpitalnych przejściach kiedyś się z nim kontaktował? skutecznie?
To jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.
© Jan Tomaszewski
chypre
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 155
Rejestracja: śr 11 cze, 2008 09:44
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: chypre »

Ja na razie nie bo jak dotąd nie widziałam złej woli szpitala. To problem systemu. Tego, że nie ma już w szpitalach kuchni, nie ma bezpośredniej kontroli nad przygotowaniem posiłków. Można by zwrócić uwagę na kwestię przeszkolenia personelu pomocniczego. Może jak się pozbieram po następnym pobycie to coś skrobnę do Rzecznika. Będę zresztą miała już pełne podstawy jako weteranka :) Nie będzie tłumaczenia, że to jednostkowy przypadek.
Na ostatnich warsztatach na SGGW studentki mówiły, że coraz trudniej o pracę po studiach bo szpitale z oszczędności pozbywają się etatów dietetyków. Na to trzeba by zwrócić uwagę RPP. Ze pacjenci potrzebują, kategorycznie, takiej opieki.
chypre
Forumowicz
Forumowicz
Posty: 155
Rejestracja: śr 11 cze, 2008 09:44
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: chypre »

Jakoś nie pomyślałam o tym wszystkim w kategoriach horroru. Po prostu, że trzeba przetrwać a nikt nie obiecywał że będzie łatwo :). Na dodatek jeszcze Bozia zapomniał zrzucić za mną worka z pieniędzmi, to by wiele rozwiązywało :)
Śmiesznie też bywa - staje przede mną przejęta roznosząca i pyta "Czy pani może zjeść jajko? Bo ja nie wiem, czy pani jak jest bezglutenowa i bezmleczna to czy pani może zjeść jajko?"
Ola_la
Wyjadacz :)
Wyjadacz :)
Posty: 1229
Rejestracja: pn 06 gru, 2010 15:39
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: Ola_la »

chypre pisze:Bo ja nie wiem, czy pani jak jest bezglutenowa i bezmleczna to czy pani może zjeść jajko?"
no w końcu jajko to nabiał, nie? :D

ja nie myślałam nawet, żeby skarżyć się na ten konkretny szpital (nie wiem, czy można poskarżyć się tak "ogólnie"), tylko na to, że to jest chora norma w naszych szpitalach i że mogą człowieka wykończyć, zanim wyleczą na co innego.
To jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.
© Jan Tomaszewski
ODPOWIEDZ