Czy celiakia (dieta) bardzo utrudnia Wam życie ?
Moderator: Moderatorzy
U mnie jak u Niko - przetwory, soki, pierogi - robię sama.
Moja córka ma 4 lata - już drugi rok chodzi do przedszkola - na początku było trochę ciężko - teraz jest już fajnie bo Panie dają Ali tylko to co przyniesie z domu (kanapka + zupka w termosie i jakieś ciasteczko) nawet w szafce u Pań jsą jej Michałki, bo czasem jakieś dziecko przyniesie czekoladki na urodziny i moja Alak wtedy dostaje swoje słodycze . Panie mają listę produktów dozwolonych ale i tak jak coś chcą jej dać to dzwonią do mnie czy mogą
W domu i przedszkolu sobie radzimy - gorzej jest na wyjazdach - trzeba zabrać prowiant a tak by się chciało czasem wejść do resturacji
No i w Święta jest ciężko........opłatek, uszka,żurek
Moja córka ma 4 lata - już drugi rok chodzi do przedszkola - na początku było trochę ciężko - teraz jest już fajnie bo Panie dają Ali tylko to co przyniesie z domu (kanapka + zupka w termosie i jakieś ciasteczko) nawet w szafce u Pań jsą jej Michałki, bo czasem jakieś dziecko przyniesie czekoladki na urodziny i moja Alak wtedy dostaje swoje słodycze . Panie mają listę produktów dozwolonych ale i tak jak coś chcą jej dać to dzwonią do mnie czy mogą
W domu i przedszkolu sobie radzimy - gorzej jest na wyjazdach - trzeba zabrać prowiant a tak by się chciało czasem wejść do resturacji
No i w Święta jest ciężko........opłatek, uszka,żurek
- mama Krzysia
- Forumowicz
- Posty: 121
- Rejestracja: pn 14 maja, 2007 16:32
- Lokalizacja: Wschowa
u nas na początku tj.2 lata temu było bardzo trudno.Co prawda jestem zdrowa choruje mąż i syn ,ale w gruncie rzeczy cały obowiązek spadł na mnie bo przecież odemnie zależy co i jak jedzą.Bardzo pomogło mi forum,po kilku miesiącach wszyscy zaczęliśmy jeść bezglutenowo i zdrowo.Teraz uważam że nie jest to wcale takie trudne jak sie wydawało na początku
- Magdalaena
- -#Moderator
- Posty: 1366
- Rejestracja: pt 02 sty, 2004 13:28
- Lokalizacja: Warszawa
jola pisze: No i w Święta jest ciężko........opłatek, uszka,żurek
U mnie nie jest tak źle - opłatek kupuję z Glutenexu i część rodziny nawet się nie orientuje, że łamie się bezglutenowym a grzybowa z makaronem sojowym bywała u nas także przed moim przejściem na dietę.
Zresztą był cały cykl tematów świątecznych , a około Wielkanocy był nawet przepis na żurek bg (na bezglutenowym chlebie).
Może trzeba było wykorzystać dietę, żeby mąż też przejął część odpowiedzialności ?mama Krzysia pisze:Co prawda jestem zdrowa choruje mąż i syn ,ale w gruncie rzeczy cały obowiązek spadł na mnie bo przecież ode mnie zależy co i jak jedzą.
Twój syn ma 12 lat, prawda ? IMHO to całkiem dobry wiek, żeby zaczął się uczyć gotować, a przynajmniej przyrządzać jedzenie dla siebie. Jeśli będzie dobrze sobie radził w kuchni w domu, to poradzi sobie na wakacjach czy w akademiku. Bo przecież jako bezglutek ma mniejsze możliwości kupowania gotowego jedzenia.
- mama Krzysia
- Forumowicz
- Posty: 121
- Rejestracja: pn 14 maja, 2007 16:32
- Lokalizacja: Wschowa
masz rację Magdalaena to prawda syn ma 12 lat skorzystam z twojej rady, a co do męża to na początku podchodził do gotowania z dystansem,ale teraz jak trzeba to potrafi przygotować bg jedzonko.A co do świąt opłatek też kupuję bg a potrawy przygotowuję tak samo jak przed dietą z tą różnicą ,że dodaję produkty bg
-
- Nowicjusz
- Posty: 11
- Rejestracja: czw 29 sty, 2009 20:16
- Lokalizacja: Kraków
Czy celiakia (dieta) bardzo utrudnia mi życie?
Powiedziałbym, że prawie w ogóle nie. W zasadzie jedyną odczuwalną przeze mnie nieprzyjemnością tej choroby są sytuacje, gdy jestem zapraszany do domu przez nowo poznane osoby, które nie wiedzą o mojej przypadłości, a ja z drugiej strony nie wiem, czy planują serwować jakieś posiłki. Czasem okazuje się, że przygotowanego przez gospodarzy jedzenia niestety nie mogę jeść – i jest to sytuacja nieprzyjemna, bo wychodzi na to, że ktoś zadał sobie niepotrzebnie trud… Z drugiej strony głupio jest też wypytywać się, czy ktoś planuje przygotowanie jedzenia, a potem ewentualnie odmawiać litanię, co mi wolno, co nie wolno.
Nie mam problemu z samym faktem, że nie mogę jeść produktów zawierających gluten, bo do nich kompletnie mnie nie ciągnie. Stosuję dietę praktycznie od urodzenia i po prostu nigdy nie rozsmakowałem się w glutenowym pieczywie, makaronie czy ciastkach (miałem wręcz problem odwrotny: jak przełknąć kęs glutenowego pieczywa, kiedy w ogóle nie cieknie mi na niego ślina, w dosłownym sensie – był czas, gdy próbowałem jeść rzeczy glutenowe, ale o tym na końcu).
Nie mam też większego problemu z przestrzeganiem diety, bo rozróżnianie, co mogę, a czego nie mogę weszło mi już po prostu w krew – jest to reakcja automatyczna, bez przeżywania. Jasne, że nie mogę rozkoszować się pełnym menu w restauracjach, ale odbijam to sobie w żywieniu domowym. Chyba też jakoś dzięki diecie zainteresowałem się kuchnią i gotowaniem i zbieram i stosuję ciekawe przepisy na jedzenie bezglutenowe z całego świata.
Wychodzę też z założenia, że diety bezglutenowej nie da się przestrzegać w stu procentach (trzeba by mieć np. własne pole uprawne i własne młyny), dlatego na pewne bardzo drobne dodatki glutenowe w żywieniu poza domem przymykam oko. Na szczęście nie powodują one żadnych gwałtownych dolegliwości.
Celiakię wykryto u mnie w momencie przejścia z pokarmu matki na pokarm stały, po kilku miesiącach, gdy już balansowałem na krawędzi życia i śmierci. Trzydzieści pięć lat temu niemowlętom nie robiono testów na celiakię. Na chorobie wyznała się dopiero któraś z kolei pani doktor (dr Fedeczko), która miała szczęście być wcześniej na stażu w USA (tam świadomość istnienia choroby była dużo wyższa). Niestety zgodnie z panującymi wtedy poglądami, bo skończeniu piętnastego roku życia zaczęto zachęcać mnie do powolnego włączania do jadłospisu produktów glutenowych, głównie chleba. Wydaje mi się, że przez to w wieku dwudziestu lat rozwinęła się u mnie dodatkowo choroba Duhringa. Poprawne zdiagnozowanie zajęło dobrych kilka miesięcy (trafną diagnozę postawiła dr Wojas z Kliniki Dermatologii CMUJ). Powrót do diety bezglutenowej i przyjmowanie Disulone bardzo szybko przywróciły mnie do zdrowia. Obecnie przyjmuję minimalne dawki leku (odgryzam jak najmniejszą drobinkę z tabletki raz dziennie).
Powiedziałbym, że prawie w ogóle nie. W zasadzie jedyną odczuwalną przeze mnie nieprzyjemnością tej choroby są sytuacje, gdy jestem zapraszany do domu przez nowo poznane osoby, które nie wiedzą o mojej przypadłości, a ja z drugiej strony nie wiem, czy planują serwować jakieś posiłki. Czasem okazuje się, że przygotowanego przez gospodarzy jedzenia niestety nie mogę jeść – i jest to sytuacja nieprzyjemna, bo wychodzi na to, że ktoś zadał sobie niepotrzebnie trud… Z drugiej strony głupio jest też wypytywać się, czy ktoś planuje przygotowanie jedzenia, a potem ewentualnie odmawiać litanię, co mi wolno, co nie wolno.
Nie mam problemu z samym faktem, że nie mogę jeść produktów zawierających gluten, bo do nich kompletnie mnie nie ciągnie. Stosuję dietę praktycznie od urodzenia i po prostu nigdy nie rozsmakowałem się w glutenowym pieczywie, makaronie czy ciastkach (miałem wręcz problem odwrotny: jak przełknąć kęs glutenowego pieczywa, kiedy w ogóle nie cieknie mi na niego ślina, w dosłownym sensie – był czas, gdy próbowałem jeść rzeczy glutenowe, ale o tym na końcu).
Nie mam też większego problemu z przestrzeganiem diety, bo rozróżnianie, co mogę, a czego nie mogę weszło mi już po prostu w krew – jest to reakcja automatyczna, bez przeżywania. Jasne, że nie mogę rozkoszować się pełnym menu w restauracjach, ale odbijam to sobie w żywieniu domowym. Chyba też jakoś dzięki diecie zainteresowałem się kuchnią i gotowaniem i zbieram i stosuję ciekawe przepisy na jedzenie bezglutenowe z całego świata.
Wychodzę też z założenia, że diety bezglutenowej nie da się przestrzegać w stu procentach (trzeba by mieć np. własne pole uprawne i własne młyny), dlatego na pewne bardzo drobne dodatki glutenowe w żywieniu poza domem przymykam oko. Na szczęście nie powodują one żadnych gwałtownych dolegliwości.
Celiakię wykryto u mnie w momencie przejścia z pokarmu matki na pokarm stały, po kilku miesiącach, gdy już balansowałem na krawędzi życia i śmierci. Trzydzieści pięć lat temu niemowlętom nie robiono testów na celiakię. Na chorobie wyznała się dopiero któraś z kolei pani doktor (dr Fedeczko), która miała szczęście być wcześniej na stażu w USA (tam świadomość istnienia choroby była dużo wyższa). Niestety zgodnie z panującymi wtedy poglądami, bo skończeniu piętnastego roku życia zaczęto zachęcać mnie do powolnego włączania do jadłospisu produktów glutenowych, głównie chleba. Wydaje mi się, że przez to w wieku dwudziestu lat rozwinęła się u mnie dodatkowo choroba Duhringa. Poprawne zdiagnozowanie zajęło dobrych kilka miesięcy (trafną diagnozę postawiła dr Wojas z Kliniki Dermatologii CMUJ). Powrót do diety bezglutenowej i przyjmowanie Disulone bardzo szybko przywróciły mnie do zdrowia. Obecnie przyjmuję minimalne dawki leku (odgryzam jak najmniejszą drobinkę z tabletki raz dziennie).
- Katarzyna35
- Aktywny Forumowicz
- Posty: 297
- Rejestracja: ndz 10 maja, 2009 18:06
- Lokalizacja: Łomianki k.Warszawy
Mnie, jako raczkującej w diecie BG, na razie przeraża to czytanie składu produktów, wydaje mi się że przez to zakupy trwają dwa razy dłużej , dziś np. biorę śledzie matias w oleju , a tam pisze że mogą zawierać gluten , co wydawało by się na pierwszy rzut oka że nie .
Otoczenie też nie zabardzo rozumie , mam wrażenie traktując sprawę jako mój wymysł , że nagle tak nie mogę jeść normalnych produktów.
W sklepie w którym zawsze kupowałam zwykłe pieczywo i inne glutenowe rzeczy , troche tak patrzą dziwnie na mnie. Pewnie po częsci to i moje przewrażliwienie.
To takie rozterki początkującego bezglutka
Otoczenie też nie zabardzo rozumie , mam wrażenie traktując sprawę jako mój wymysł , że nagle tak nie mogę jeść normalnych produktów.
W sklepie w którym zawsze kupowałam zwykłe pieczywo i inne glutenowe rzeczy , troche tak patrzą dziwnie na mnie. Pewnie po częsci to i moje przewrażliwienie.
To takie rozterki początkującego bezglutka
-
- Aktywny Forumowicz
- Posty: 227
- Rejestracja: wt 04 paź, 2005 12:15
Na początku na pewno jest ciężko. Ja na przykład jako mama bezglutka musiałam nauczyć się piec chleb bezglutenowy. Na początku wychodził płaski i nie za bardzo wiedziałam dlaczego. Teraz jestem mistrzem w pieczeniu chleba. Jak idę do sklepu też uważnie czytam skład i mam wrażenie , że wszyscy się na mnie gapią. Ale chyba nam się zdaje , że zwracamy na siebie uwagę. Moja córka też przeżywa to ,że nie może wszystkiego jeść.
Ma dopiero 12 lat. Od 5 lat na diecie bezglutenowej i bezmlecznej. Trzeba sobie myśleć w ten sposób nie jestem sama, są też inni , którzy mają te same problemy co ja. Trzymaj się Katarzyna 35
Ma dopiero 12 lat. Od 5 lat na diecie bezglutenowej i bezmlecznej. Trzeba sobie myśleć w ten sposób nie jestem sama, są też inni , którzy mają te same problemy co ja. Trzymaj się Katarzyna 35
- Katarzyna35
- Aktywny Forumowicz
- Posty: 297
- Rejestracja: ndz 10 maja, 2009 18:06
- Lokalizacja: Łomianki k.Warszawy
Katarzyno35 doskonale Cię rozumie, ja przez pierwsze pół roku chodziłam jak raczek do tyłu jednak znalazłam w najbliższym otoczeniu ogromne zrozumienie zwłaszcza wśród dużo młodszego grona współpracowników. To takie miłe kiedy zamiast normalnego placka na imieniny otrzymuje pełen talerz owoców od solenizantów mała rzecz a cieszy.
- Katarzyna35
- Aktywny Forumowicz
- Posty: 297
- Rejestracja: ndz 10 maja, 2009 18:06
- Lokalizacja: Łomianki k.Warszawy
Ja jak umawiam się z koleżanką, że wpadnę do niej to specjalnie robi dla mnie obiad bg i wtedy cała rodzina je np. sos zawieszony kartoflanką. Ale to tylko wyjątki, bo są osoby, którym nie można przegadać, że nawet troszkę szkodzi.
A odpowiadając na pytanie: Czy celiakia (dieta) bardzo utrudnia Wam życie ? To nie tak bardzo, jedynym problemem jest wysoka cena "naszych" produktów i to, że chciałabym pójść na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, ale musiałabym zabrać ze sobą cały zapas jedzonka. A 14 dni to troszkę dużo, wiem, że dla chcącego nic trudnego. Jednak to nie jest zwykła wycieczka, ale wyczerpująca "wyprawa" i jak pomyślę, że może mi się trafić, że przez cały ten czas nie zjem an razu normalnego obiadu (oczywiście bg) i za każdym razem mam odmawiać ludziom posiłków to mam dość.
A odpowiadając na pytanie: Czy celiakia (dieta) bardzo utrudnia Wam życie ? To nie tak bardzo, jedynym problemem jest wysoka cena "naszych" produktów i to, że chciałabym pójść na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, ale musiałabym zabrać ze sobą cały zapas jedzonka. A 14 dni to troszkę dużo, wiem, że dla chcącego nic trudnego. Jednak to nie jest zwykła wycieczka, ale wyczerpująca "wyprawa" i jak pomyślę, że może mi się trafić, że przez cały ten czas nie zjem an razu normalnego obiadu (oczywiście bg) i za każdym razem mam odmawiać ludziom posiłków to mam dość.
- titrant
- Bardzo Stary Wyjadacz :)
- Posty: 2152
- Rejestracja: ndz 26 paź, 2008 18:51
- Lokalizacja: Kraków
Z jednej strony utrudnia: lubię np. piesze wyprawy w góry. Nie mam pojęcia jak zabrać prowiant na dłuższą, trwającą kilka dni wyprawę i zjadać go sukcesywnie, bo mam problem z zabraniem prowiantu na jeden dzień: wszystko co przygotuję, zjadam zanim wyjdę z domu, a potem cały dzień siedzę niebosko obżarty i głodny.
Z drugiej strony umożliwia, więc staram się nie narzekać, tylko szukać metody konstruktywnego rozwiązania problemu.
Z drugiej strony umożliwia, więc staram się nie narzekać, tylko szukać metody konstruktywnego rozwiązania problemu.
Ostatnio zmieniony śr 27 maja, 2009 05:43 przez titrant, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeśli chodzi o czytanie składów to zawsze na to zwracałam uwagę oczywiście na co innego - aromaty, konserwanty itd więc jest dla mnie naturalne że zwracam uwagę ile jest np. mięsa w mięsie, albo soku w soku
Chyba cały czas najtrudniejsze dla mnie są jakieś wyjścia na dłużej, gdzieś na imprezę itd. Nie lubię kiedy ktoś zaczyna się na mnie dziwnie patrzeć kiedy jedzenie oglądam z każdej strony i zadaję pytania prawie na miarę Sanepidu
Ale za to mam kochaną koleżankę w pracy, która jak przynosi sałatki czy zupy zawsze mi mówi nawet bez pytania, czego użyła do zrobienia, że wszystko obczytała i że spokojnie mogę jeść
Tylko te zjazdy rodzinne itp... W domu u siebie to wiadomo... ale tak to różnie bywa
Chyba cały czas najtrudniejsze dla mnie są jakieś wyjścia na dłużej, gdzieś na imprezę itd. Nie lubię kiedy ktoś zaczyna się na mnie dziwnie patrzeć kiedy jedzenie oglądam z każdej strony i zadaję pytania prawie na miarę Sanepidu
Ale za to mam kochaną koleżankę w pracy, która jak przynosi sałatki czy zupy zawsze mi mówi nawet bez pytania, czego użyła do zrobienia, że wszystko obczytała i że spokojnie mogę jeść
Tylko te zjazdy rodzinne itp... W domu u siebie to wiadomo... ale tak to różnie bywa